ballada o człowieku zwanym kain to ten sam sen synu w zakładzie o zamkniętych myślach w którym nawet zagubiony włos jest przypartym do muru wrogiem wolnej przestrzeni już zapomniałeś czy śnisz czy jesteś wśród jeszcze niewyśnionych w czterech kartkach papieru nie ma nic oprócz wiary w codzienność w zapożyczanie zieleni z cudzych obrazów w potoki wody słusznie biegnące z gór w idiotyczne sny zamilcz ze mną od wszelakich złych myśli i wspomnień milcz czternastego dnia miesiąca kiedy ester w tysiącach liczy swoją armię ocalonych milcz także jej zdradę tak właśnie działa śmierć spójrz w senne oczy i jeśli zobaczysz w nich swoje odbicie będzie to znaczyło że wokół nie ma nic patrzysz przez łzy zanosisz słowa między ludzi w których są zamknięte przykrość i strach a abel jest jedynym wykrzyczanym do ciebie mostem musisz pozbyć się wątpliwych czułości i gniewu w obliczu prawdy i błędu unieść wzrok ponad plonami którymi każdego dnia zapełniamy nasze ręce widziałam jak palił się orzech wgryziony korzeniami w dno o którym muszę pamiętać paliły mnie policzki dłonie chciały dotykać ale ból sprawiał mdłości któż by wytrzymał taką inność kiedy nic co jest w nas przenigdy się nie zmieni widziałam sterty ciał w różnych kolorach czasu który jeszcze może się odmienić dlatego mów do niego ojcze cokolwiek to teraz i tutaj znaczy bowiem otrzymałam mężczyznę u źródeł mojej śmiałości i pomimo błędów z których nigdy nie czerpał wiedzy uczyń kaina bezwzględną drogą niech opatrzność czuwa nad nim nad jego żoną i synem nad miastem ku czci żywych
posłuchaj: czyta Paweł Szczesny
Dodaj komentarz